Czakry to ostatnio bardzo popularny temat. Dlatego tez postanowiłam podzielić się z Wami moim osobistym doświadczeniem.
Któregoś dnia obudziłam się wczesnym rankiem i nie otwierając oczu, zobaczyłam swoja czakrę serca. Mocno zdumiało mnie to, co ujrzałam, gdyż nie zgadzało się z wiedzą, jaką posiadałam na temat czakr. Zawsze uczono mnie, że podstawowa czakra serca ma kolor zielony. Moja miała kolor tęczy, a właściwie tęcza nie jest precyzyjnym słowem, ponieważ moja tęcza zaczynała się od lśniącego białego koloru, a dopiero później przechodziła w kolejne kolory znane mi z tęczy. Dane mi było zaobserwować cały proces i dojść do zrozumienia. W czasie obecnej transformacji Ziemi, jak i ludzi ją zamieszkujących, rozpoczął się proces połączenia wszystkich, nazwijmy to starych czakr, w jedna czakrę serca. Zobaczyłam tez, iż czakra ta wysunęła się z ciała fizycznego na zewnątrz, na odległość jakieś 20 – 30 centymetrów od ciała. Chyba mogę z powodzeniem nazwać ten proces naturalnym i zgodnym z procesem transformacji.
Przyszedł mi dziś jeszcze jeden interesujący temat do głowy. Chodzi o popularne pojecie, że ludzie, którzy pojawiają się w Twoim życiu, są jak lustra dla ciebie.
Chciałabym troszkę rozszerzyć tę perspektywę o moje widzenie.
Szczególnie w świecie ezoteryków, dość modne ostatnio jest stwierdzenie i rada: „Jak nie możesz sobie z kimś z otoczenia poradzić, nie możesz w jakimś aspekcie go zaakceptować, to przypatrz się sobie, jaki aspekt Ciebie on odbija”.
Jest w tym część prawdy, ale myślę, że nie cała.
Stwierdzenie sugeruje, że tylko my mamy pracę do wykonania w tym temacie, a osoba naprzeciw jest tylko naszym odbiciem.
Poza tym że logicznie, my tez jesteśmy lustrem dla tej osoby, to rozszerzę te sprawę o jeszcze jeden aspekt. A mianowicie, zdarza się czasami, że te osoby nic sobie nie odbijają… lecz tkwią w tym samym programie i wzmocnienie go podwójnie, daje też szanse na rozpoznanie tego programu, blokady, archetypu… itp. w sobie.
Sprawa widzenia wszystkiego tylko jako lustra tez może się stać pułapką dla naszej chęci rozwoju.
Kochani, dziś będzie trochę bardziej prywatnie.
Ostatnio bardzo przejęłam się, że mam już trochę lat, wiele związków z ludźmi za sobą i nie bardzo pamiętam, czy wszystkie oddziaływały na mnie korzystnie.
W związku z tym postanowiłam, metoda Drogi do wolności – Moni Jakubczak, wszystko oczyścić. Ponieważ nie pamiętałam wszystkich imion, po prostu sformułowałam to w ten sposób, że poprosiłam swoje Wyższe Ja o oczyszczenie całej mojej istoty z ludzi i istot, które obniżają moje wibracje.
Następnej nocy miałam sen. Śniłam o mojej ostatniej pracodawczyni, która kazała mi wykonać jakieś zadanie, a ja w pełnej harmonii i spokoju wewnętrznym, odmówiłam jej, mimo, iż wiedziałam, że stracę źródło utrzymania.
Kolejnej nocy śniłam o mojej starej przyjaźni z dziewczyną, z którą nie mam już kontaktu od 10–ciu lat. We śnie zaprosiłam ją na kawę i powiedziałam jej o wszystkich pozytywnych uczuciach, jakimi ją darze.
Sytuacje te zdarzyły mi się naprawdę, tylko moja reakcja na nie była zupełnie inna.
Trochę czasu spędziłam nad zrozumieniem, co moja podświadomość chciała mi przekazać. Szukałam wspólnego mianownika dla obu snów. I wreszcie do mnie dotarło.
Zrozumiałam, w odniesieniu do mojego oczyszczania, że sny miały mi pokazać, że najważniejszą rzeczą dla nas ludzi, poszukiwaczy prawdy, nie jest szukanie w różnych sytuacjach racji mojej, bądź kogoś, nie jest ocenianie – dobre lub złe.
Najważniejsza jest nasza reakcja, zgodna z naszym odczuciem, w pełnej harmonii, miłości i odwadze naszego wnętrza. To jest właśnie odnaleziona dla nas prawda.
Tym razem chciałabym podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat jednego z Kosmicznych Praw: Prawa Wolnej Woli.
Dużo się o tym mówi, nawet w kręgach poza ezoterycznych, np. w kościele. Zawsze wydawało mi się to dość proste w obsłudze, po prostu czegoś chcę, lub nie chcę i wyrażam na to zgodę, bądź nie. Z powodu tamtejszej świadomości, narobiłam sobie dużo bałaganu w życiu.
Mam też za sobą, oczywiście, bunt przeciwko Bogu, który obdarował nas wolną wolą, a później, okazuje się, że nasze Życie toczy się tak, jak byśmy jej nie posiadali. Dopiero z biegiem lat, doświadczania i poszerzania świadomości, coś – niecoś do mnie dotarło i zobaczyłam na końcu światełko zrozumienia. Oczywiście oświeconą nie jestem, więc biorę pod uwagę, że to jeszcze nie koniec procesów.
Przejdę do konkretów. Wydaję mi się, że podstawowy błąd interpretacyjny, dotyczący naszej wolnej woli, jaki popełniamy, to łączenie jej z naszą ego - osobowością. Z czego wynikają potem nieporozumienia. Myślę, że wolną wolę należy raczej łączyć z naszą Dusza, bo to do niej przynależy to prawo. Jeśli tak podejdziemy do sprawy, to nagle stanie się jasne, dlaczego czasami czujemy się pozbawieni wolnej woli.
Nasza Dusza ma swój plan i swoja zgodę, a nasza ego – osobowość ma swój plan. Czasami te plany nakładają się i wtedy jest dla nas dobrze i mamy poczucie harmonii, a czasami (obawiam się, że nawet dość często), te plany różnią się. Wobec tego, co należy czynić?
Tutaj dochodzimy do punktu, który nie jest łatwy. Najlepszym dla nas wyjściem jest poddanie naszej woli, woli naszej Duszy. To ona jest nadrzędna w tworzeniu i planach naszego życia i ona wie co jest dla nas niezbędne.
Dla naszego ego nie jest to łatwe, gdyż nikt nie lubi rezygnować z władzy, ale w szerszej perspektywie wygląda to tak, jakbyśmy oddawali władzę większej i mądrzejszej części nas samych, więc nie ma strachu, dobrze na tym wyjdziemy.
Proces można ciągnąć dalej, aż do poddania naszej woli, w ręce woli naszego Stwórcy.
Myślę jednak, że trzeba przez to przechodzić stopniowo, bo do każdego stopnia potrzeba dużo otwarcia, wiary, no i w naszym wymiarze, sporo czasu. Ten proces, to nasza ewolucja.
Wczoraj miałam ciekawe olśnienie. Chciałabym się tym z Wami podzielić.
Po obudzeniu, nad ranem, a było jeszcze dość ciemno, pojawiło mi się w głowie dużo myśli.
Najpierw zaczęłam się zastanawiać, jaki temat przewodni, wciąż nierozwiązany, towarzyszy mi przez cale życie. To nie było specjalnie odkrywcze. Ten temat to partnerstwo. Później poczułam, że ten czas do końca zamknięcia cyklu 2012 roku jest czasem przyśpieszającym rozpoznanie tematów. No i w tym miejscu pojawił się pewien błąd. Uznałam, że to czas na szybsze przepracowanie tematów, więc pojawił się jeszcze większy stres, gdyż wciąż nie udawało mi się tego tematu przepracować, a już go miałam serdecznie dosyć. Wciąż widziałam tylko dwa wyjścia. Podjąć się przepracowania, albo nie wytrzymać i uciec, odciąć się od tego.
Wczorajsze olśnienie polegało na tym, że zobaczyłam trzecie wyjście, którego wcześniej nie mogłam zobaczyć z powodu błędu interpretacyjnego. Dotarło do mnie, że ten czas służy tylko rozpoznaniu tematów w nas, a Cudem i Szansą tego właśnie czasu jest możliwość oddania ich nieprzepracowanych do Istot Światła w celu transformacji. Czyli w skrócie mówiąc: mamy możliwość rozwiązywania kontraktów duszy za obopólną zgodą dusz i Stwórcy w tematach, w których jeszcze nie znaleźliśmy sami rozwiązania. Nasz np. partner przestaje być zobligowany do bycia naszym lustrem i pokazywania nam wciąż i wciąż danego tematu.
Kiedy to głęboko poczułam, doznałam ulgi i wielkiego wsparcia z Góry. Wreszcie pojawiła się dla mnie przestrzeń w moim wnętrzu na przeżywanie miłości, jedności, zrozumienia i szczęścia, bez zakłóceń i oczekiwania na kolejne doświadczenia mające mnie konfrontować z niezałatwionymi tematami. Mam nadzieje, że w tym, co napisałam, odnajdziecie też siebie (oczywiście Wasz gruntowny temat może dotyczyć czegoś innego) i uwolnicie się od niego także. Pozwólcie sobie na wolność i relaks.
Chcę się podzielić pewnymi przemyśleniami.
Wiele się naczytałam w popularnej ezoteryce o świadomości jedności i konieczności dążenia do niej. Rozmyślałam o tym wiele. Coś mi się nie zgadzało, ale nie bardzo wiedziałam co. Wreszcie dotknęłam tego czułego punktu. Okazało się, że tak bardzo koncentrujemy się na idei jedności, że pominęliśmy, z mojego punktu widzenia, istotny schodek.
Tym punktem jest akceptacja Różnorodności. Brzmi to tak jasno, ale tylko na pierwszy rzut oka. W moim przyjęciu różnorodności, jako faktu, mieści się pokora, skierowana na Boskie Źródło, które w różnorodności form się przejawia. Mieści się też głęboka akceptacja różnych istnień i danie im w sobie samej prawa i szacunku do ich istnienia, co nierozerwalnie łączy się z brakiem chęci zmiany kogokolwiek, naprawiania, oceniania go.
Zadałam sobie pytanie, jak można osiągnąć jedność, jeśli nie zaakceptowało się w pełni różnorodności? Przecież różnorodność, to akceptacja naszej indywidualności, miłość do siebie, tolerancja. Wszystko to, wynikające z naszego wewnętrznego doświadczenia, daje nam pewność, że faktycznie mamy gotowość na doświadczenie jedności.
Intelektualne przyjęcie różnorodności, to nie to samo, co doświadczenie jej. Dopiero wtedy jesteśmy gotowi na ujrzenie tych różnorodnych form jako kreacji stworzonych i pochodzących z Boskiego Źródła. Kolejnym etapem jest doświadczenie jedności.
Obserwuje różne punkty widzenia dotyczące rzeczywistości i dochodzę do wniosku, że są dwa podstawowe. Jeden pozwala nam widzieć rzeczywistość, jako splot przypadkowych zdarzeń, a drugi idzie w przeciwna stronę, nieprzypadkowych powiązań. Tłumaczone są one w różnoraki sposób, poprzez istnienie karmy, czy Boskiego Źródła wpływającego na nas. Chciałabym zaproponować jeszcze inny sposób widzenia. Będzie on, moim zdaniem, łatwiejszy do przyjęcia z powodu szansy, jaką daje nam energia transformacji. Sposób ten nie zaprzecza istnienia żadnej z poprzednich dróg. Pojawia się tylko z patrzenia pod innym kątem na rzeczywistość. Jedyne czego wymaga, to zgody na odpowiedzialność za własne życie i pozostawanie w przytomności codziennej chwili.
Co mam na myśli? Jesteśmy w rzeczywistości wielkimi, wielowymiarowymi istotami, obdarzonymi wolną wolą i umiejętnością kreowania. Błąd, który najczęściej popełniamy to przyjęcie, że wolną wolę ma nasz umysł. Natomiast przynależy ona do naszego wyższego poziomu.
Kolejnym sprostowaniem jest przyjęcie, że kreatorami własnej rzeczywistości jesteśmy cały czas, świadomie bądź nieświadomie. Ktoś może zapytać: „Jak to? Tak kiepski świat kreujemy?”
Odpowiedz zawiera się w zrozumieniu mechanizmu kreowania.
Nasz wyższy poziom kreuje naszą rzeczywistość na podstawie tego, co mamy w niższej świadomości, czyli podświadomości. Tam natomiast mieszczą się wszystkie programy, schematy, lęki, traumy z tego czasu, jak i poprzednich. Ponieważ nasza nadświadomość jest też naszym nauczycielem, to stara się na wszelkie sposoby stworzyć nam możliwość skorygowania tego, czego chcemy doświadczać. Najprostszym tego sposobem jest pokazanie nam błędu jaki robimy, poprzez odbicie go w rzeczywistości zewnętrznej.
Prosty przykład: Jak kobieta żyjąca w programie kata i ofiary jest w stanie go zauważyć?
Tylko wtedy, gdy doświadczy go w swoim życiu, czyli musi pojawić się partner, który rezonuje z tym programem. Wtedy tworzą zgraną parę: kat i ofiara. Ciągną ten wzorzec tak długo, aż wreszcie nadejdzie rozpoznanie. Powstaje wtedy szansa na zmianę i właśnie do tego punktu prowadzi nas nasz wyższy poziom.
Kiedy zrozumiemy ten mechanizm, gdyż jest on naturalnie występujący w naszej rzeczywistości, to natychmiast pojawia się przed nami szansa na podjecie świadomej pracy nad kreowaniem rzeczywistości, której pragniemy. To nazywam właśnie rozwojem duchowym.
Dziś chciałabym podzielić się pewnym przemyśleniem z ostatnich dni. Nazwałam go roboczo punktem wyjścia. Krotko wyjaśnię o co mi chodzi.
Mamy typowy ludzki zwyczaj porównywania się do innych i oceniania ich i siebie. Zazwyczaj robimy podstawowy błąd, właśnie dlatego, że nie bierzemy pod uwagę punktu wyjścia każdego z nas. Chodzi mi oczywiscie o rozwoj duchowy, nas jako jednostkowej istoty wielowymiarowej.
Każdy z nas jest na innym szczeblu drabiny rozwoju. To co nam może wydawać się czyms prymitywnym, wstecznym, bądź złym, tak naprawdę w życiu danego człowieka może być wielkim krokiem naprzód. Posłużę się konkretnym przykładem. Powiedzmy, że dusza w poprzednim życiu była omotana demonicznymi energiami, a w tym życiu dana jednostka wylądowała w wiezieniu z powodu jakiegoś niecnego czynu. My, zapominając, bądź nie będąc świadomymi punktu wyjścia danej osoby, możemy pokusić się o negatywną jej ocenę. Natomiast w rozwoju tej osoby, może to być krok milowy w stronę Światła, choćby z powodu tego, że przyjęła kodeks moralny postępowania więziennego. Czyli ta osoba dotyka pewnej moralności, uczy się, zbiera doświadczenia i to jest jej rozwój. Oczywiście w naszej ocenie może wypaść dużo gorzej.
Pytanie tylko czy jest to Prawda?